Oszukane przez Disneya

"Oszust z Tindera" wciąga jak całkiem zręcznie skonstruowany thriller – mamy relacje dziennikarzy, strzępy artykułów, nagrania rozmów i zdjęcia z ukrytej kamery, a Morris stopniowo odkrywa
Śliczna dziewczyna z małego miasteczka ucieka w świat książek, marząc o baśniowym życiu. Pewnego dnia trafia na zamek księcia objętego klątwą. Pomiędzy dziewczyną a arystokratą rodzi się uczucie. Bibeloty zeskakują z zakurzonych półek i zaczynają śpiewać, zastawa stołowa tańczy w rytm miłosnej melodii, a zakochani obejmują się w finałowym uścisku. Choć "Piękna i bestia" wzrusza, powiemy jednak, że to tylko bajka. Dla Cecilie, ofiary tytułowego "Oszusta z Tindera", to natomiast coś więcej. Niby żartując, dziewczyna przyznaje, że wciąż czeka na swojego księcia.


Jeśli tak jak bohaterki nowego hitu Netflixa dorastałaś w latach 90., to na pewno pamiętasz więcej kultowych animacji Disneya, które realizowały motyw romantycznej miłości ("Mała Syrenka", "Aladyn", "Pocahontas", "Herkules"…). Istnieje również duże prawdopodobieństwo, że Twoje koleżanki (a może nawet Ty sama) korzystały z mobilnych aplikacji randkowych. Zapewne dostrzegacie tu już pewną niepokojącą zależność, bo co stanie się, gdy śniąca o wybranku z bajki dziewczyna skonfrontuje swoje wyobrażenia z realiami portali społecznościowych? Jako osoba mająca doświadczenia zarówno z Disneyem, jak i Tinderem powiem Wam jedno – nic dobrego.

Nic dobrego nie przydarzyło się na pewno Cecilie, Pernilli i Ayleen, które o swoich przeżyciach opowiedziały reżyserce Felicity Morris. Simon był przystojny, opalony i nosił ubrania od projektantów. Na swoim profilu umieszczał zdjęcia z imprez w modnych kurortach, w sportowych samochodach i prywatnych odrzutowcach. Trudno ufać jednak napisanej na własną cześć laurce z Tindera. Dziewczyny szukały więc informacji o nowym obiekcie westchnień w Internecie, ale wyniki tylko podsycały zainteresowanie – diamentowy potentat, businessman z wpływowej rodziny. Kiedy w końcu przychodziło do pierwszej randki, Simon okazywał się... jeszcze wspanialszy niż na zdjęciach. Szarmancki, towarzyski, z zainteresowaniem słuchał swojej rozmówczyni. Po prostu bajka!

Problem w tym, że Simon, w którym zakochała się Cecilie i dziesiątki innych dziewczyn, nigdy nie istniał. Luksus i przepych, którymi oczarowywał swoje otoczenie, był tak naprawdę życiem na kredyt. Kredyt, który po dziś dzień muszą spłacać jego kolejne dziewczyny. Twórcy filmu rekonstruują historię genialnie zaplanowanego oszustwa na podstawie relacji trzech ofiar Simona. Morris oddaje dziewczynom głos i wcale nie próbuje uciekać od emocjonalności. Wszak to właśnie na uczuciach i namiętnościach opierała się skuteczność całej operacji. Możemy wymądrzać się teraz nad naiwnymi bohaterkami filmu, ale czyż miłość nie jest ślepa?

Historia internetowego szwindla wydaje się interesująca sama w sobie, ale Morris angażuje nas przede wszystkim poprzez sposób, w jaki o niej opowiada. Sadza swoje bohaterki w barze z kieliszkiem wina i razem z nimi przegląda profile w aplikacji. Ten w lewo (odpada przez brak wspólnych zainteresowań), ten w prawo (zdjęcie ze słodkim kotkiem gwarantuje ekstra punkty). Morris wypytuje jak ciekawska przyjaciółka, "Ile miałaś par? Możemy zobaczyć?". Atmosfera koleżeńskiego spotkania przy piątkowym drinku powoli łamie symboliczną czwartą ścianę. Randkująca kumpela relacjonuje przebieg ostatniej wymiany wiadomości z nowym chłopakiem, a my domagamy się coraz to bardziej intymnych szczegółów.

"Oszust z Tindera" wciąga jak całkiem zręcznie skonstruowany thriller – mamy relacje dziennikarzy, strzępy artykułów, nagrania rozmów i zdjęcia z ukrytej kamery, a Morris stopniowo odkrywa kolejne wątki. Autentyczne materiały przeplata co prawda z obrazami w estetyce "Pięćdziesięciu twarzy Greya", ale całości broni ostatecznie szczery i bezpretensjonalny ton. Reżyserka nie obwinia swoich bohaterek. Woli raczej ukazywać konteksty, w jakie uwikłane są dziś relacje damsko-męskie. Jej film to z jednej strony opowieść o internetowym naciągaczu, z drugiej – empatyczne spojrzenie na związki w epoce cyfrowego narcyzmu.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones